viernes, 2 de julio de 2010

Zaledwie cztery centymetry - Just 4 cm

Było sobie raz marzenie, które narodziło się w mojej głowie, gdy mieszkałam w bajce. Nie chciałam, by kiedykolwiek się skończyło, ale każda bajka ma swoje zakończenie. Minęły jesienne dni, pełne łez lodowatych deszczy, przeszły dni zimowe wypełnione milczeniem śniegu, nadeszły dni wiosenne, gdy płatki z drzew wiśniowych spadały z prędkością pięciu centymetrów na sekundę. Szybko i te dni zmieniły się w letnie, gdy noce są krótkie i pełne gwiazd. Dni mijały, a marzenie nie umierało, wręcz przeciwnie, z każdą chwilą stawało się coraz większe i coraz bardziej realne. Za zaledwie kilka godzin znajdę się bardzo daleko od miejsca, w którym jestem obecnie. Bardzo długo marzyłam o tej podróży i nareszcie mogę spełnić to marzenie, zamienić je w rzeczywistość. Jak napisał amerykański pisarz Richard Bach: „Nigdy nie otrzymujesz marzenia, bez zdolności, by je spełnić. Bez wątpienia jednak, może to wymagać wysiłku”. Pewnie, że to wymaga wysiłku, nie będę zaprzeczać, ale warto próbować, postawić wszystko na jedną kartę i wygrać.

Ja wygrałam. Jestem jedną z dwudziestu dwóch wybranych osób, które mają szansę uczestniczyć w programie Wolontariat Polska Pomoc 2010 koordynowanym przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Rozproszymy się po całym świecie… Po co? Bez wątpienia po to, by przeżyć niezapomnianą przygodę. By uczyć się żyć z ludźmi z innych kultur, mających inne opinie, uczucia i problemy. By spróbować wspólnie je rozwiązać.

Jadę do Xela (Quetzaltenango) w Gwatemali, jednego z siedmiu krajów Ameryki Środkowej, gdzie latają quetzale i gdzie budzi cię zapach jajek i smażonej fasoli. Moim celem jest wywołać uśmiech na twarzach dzieci organizując dla nich różne zajęcia: lekcje angielskiego, zajęcia plastyczne, muzyczne, sportowe, warsztaty na temat ekologii, czy zwyczajną grę w klasy. Moje gwatemalskie dni spędzę również w domu opieki dla starszych kobiet. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wypełnić ich czas różnymi zajęciami i by zwyczajnie być z nimi, gdy tylko będą chciały, by ktoś je wysłuchał.

Razem z Anetą, koordynatorką mojego projektu, i moim kolegą Fryderykiem, który realizuje swój projekt w Nikaragui, mamy w zanadrzu jeszcze jeden pomysł. Przetłumaczyliśmy na hiszpański najpiękniejsze polskie legendy i będziemy je opowiadać w Ameryce Łacińskiej. W zamian chcemy zebrać najlepsze bajki stamtąd, przetłumaczyć je na polski i opowiedzieć dzieciom w naszym kraju. Po prostu „bajka za bajkę” :).

Zanim wszystkie te plany będą mogły być zrealizowane, trzeba jeszcze troszkę poczekać. Jeszcze tylko czternaście godzin podróży samolotem i będę mogła cieszyć się niespodziankami świata tak różnego od mojego. Ile to może być kilometrów? Nie mam pojęcia. Na mapie, którą podarowała mi moja przyjaciółka Elesa to nie więcej niż cztery centymetry. Niech moja przyjaciółka nie martwi się moją długą nieobecnością! Płatki wiśni spadają z prędkością pięciu centymetrów na sekundę. Te cztery centymetry odległości między Polską a Gwatemalą to naprawdę nic… zaledwie mgnienie.

Once upon a time there was a dream. It arose in my head when I was living in a fairytale. I wish that this dream lived forever, but every fairytale has its own ending. Autumn days passed, full of tears and freezing rain. Also winter days, full of the silence of snow, went by. Then spring days came when the petals of cherry were falling down at the speed of 5 cm per second. These days have quickly changed into summer, when nights are short and full of stars. Days go by but the dream hasn’t passed away, on the contrary, it was becoming more and more real. In just a few hours I will be far, far away from the place where I’m now. I have been dreaming about this journey for a long time, and now finally I can make my dream come true, change it into reality. As Richard Bach, American writer said: “You are never given a dream without also being given the power to make it true. You may have to work for it, however.”. Sure you have to work for it, but it’s worth trying, to keep all one's eggs in one basket and see how it comes true.
I was the winner. I’m one of the 22 selected people who have a chance to participate in the Polish Aid Volunteering 2010 program coordinated by the Polish Ministry of Foreign Affairs. We disperse all over the world… What for? To experience the most amazing adventure in our life. To learn how to live with people from other cultures, who have different opinions, feelings and problems. To try to solve them together.
I’m going to Xela (Quetzaltenango), Guatemala, one of the seven Central American cuntries, where quetzal flies and where the smell of eggs and fried beans wakes you up. I aim to put a smile on children’s faces by organizing different activities such as: English lessons, art classes, music, sports, ecology workshops or simple games i.e. hop-scotch. I will also spend my Guatemalan days in a nursing home for elderly women. I will do all my best to fill their time with various activities and being with them whenever they want someone to hear them out.
Together with Aneta, my coordinator, and Fryderyk, my friend, who is also realizing his project in Nicaragua, we have one more idea up our sleeve. We translated the most beautiful Polish legends into Spanish and we will tell them in Latin America. In return, we want to collect the best stories from there, translate them into Polish and tell them to children in our country. It’s just “fairytale for fairytale”.
Before all these plans can be realized, we must just wait a while. It’s only a 14 hours’ flight and I will be enjoying all the surprises of the world so different from the one I know. How many kilometers could it be? I have no idea. On the map, which my friend Elesa gave me, it’s just about 4 cm. My dear friend, don’t worry about my long absence! The petals of cherry were falling down at the speed of 5 cm per second. These 4 cm between Poland and Guatemala it’s nothing… it’s just a blink of an eye.

1 comentario: